czwartek, 20 października 2016

Czas i spóźnienia

Osobiście bardzo nie lubię się spóźniać.
Bardzo się staram... robię wszystko by być przed czasem, by mieć ten luksus zapasu, by móc złapać dwa oddechy zanim rozpocznie się spotkanie, wizyta, sesja, konferencja... cokolwiek co jest na określona godzinę.
Wyjeżdżam z domu wcześniej....
Czasem naginam czasoprzestrzeń i jadę jakimiś skrótami by ominąć korki...
Czasami się nie udaje...
Czasami polegam...
Brakuje tych 5 minut bo za długo trwa szukanie miejsca parkingowego... bo akurat ktoś wpadł na pomysł zawracania na podwójnej ciągłej.... bo akurat przede mną wyjechała z budowy koparka... bo pies jeszcze chciał siku... bo dzieci przed wyjściem z domu musiały się pokłócić....

Może dlatego rozumiem bardziej, jeśli ktoś spóźnia się do mnie na sesję 5 minut... czasami 10...
Czasami nie da się przyspieszyć.

I kiedy na sesję mam przewidziane 4 godziny, to te 10 minut naprawdę nie gra aż takiej roli.
Jeśli jednak sesja jest mini...
Wówczas 10 minut jest bardzo dużo.... 20 minut jeszcze więcej...

Obiecuję się nie spóźniać!
Naprawdę obiecuję!
Mówią, że to co dajemy do nas wraca.
Więc ja obiecuję, że zawsze będę przed czasem :)

.... może wróci....



Dziękuję :))))))))
Kocham moich klientów nawet jeśli się spóźniają.... choć jak się nie spóźniają kocham mocniej :)


źródło: https://pl.pinterest.com/pin/24699497936201199/

piątek, 14 października 2016

Czy skończyły się tematy?

Takie pytanie dziś dostałam?
"Czy skończyły Ci się tematy na bloga?" Dziękuję...
Dziękuję, bo to mi pokazało, że ktoś czeka na to co napiszę... że ktoś to w ogóle czyta... że jest ktoś kogo interesuje co w tej mojej głowie siedzi...

Nie, nie skończyły się.
Po prostu brakuje czasu na sen... brakuje czasu na życie... brakuje czasu na mieszkanie.
A tematów jest mnóstwo i pojawiają się codziennie. Powinnam je zapisywać, inaczej uciekają lub są zastępowane przez inne.

Przeprowadziłam się 2 miesiące temu... kiedy dostaję pytanie "jak Ci się mieszka w nowym miejscu?" wpadam w konsternację. Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Żyję w takim tempie że nie zdążam pomieszkać. Tak... mam wygodne łóżko... padam na nie tak zmęczona że zasypiam w 2 sekundy... musi być wygodne skoro budzę się z lękiem że zaspałam tuż przed budzikiem. Całkiem fajne biurko, na którym znów za dużo się nagromadziło różnych niepotrzebnych rzeczy...

Ogród jeszcze jest... widzę go przez szybę drzwi tarasowych, jak przechodzę przez salon by zanieść aparat pełen zdjęć, do komputera by je zrzucić przed kolejnym dniem pracy...

Czy jest mi z tym źle?
Nie. Ja jestem przeszczęśliwa.

To życie gdzie się odpoczywa i relaksuje i cieszy swoim miejscem to nie jest moje życie...
Ja lubię życie na szóstym biegu...
Lubię kiedy nie wiem w co włożyć ręce...
Kiedy ktoś mi powie "Pani Joanno, pięknie Pani dziś wygląda".... hmmm... spałam tylko 3 godziny, jest dobrze.
Kiedy usłyszę "Cieszymy się, że zaprosiliśmy Panią do współpracy, ma Pani tyle uroku osobistego i taką miłą aparycję, że aż chce się z Panią pracować"... serce rośnie i właściwie to nie ważne, że jest 14:00 a ja nie jadłam jeszcze śniadania...

Uwielbiam to życie na przyspieszonych obrotach...

Nawet jeśli sobie czasem ponarzekam, że padam ze zmęczenia... Jaro, na Ciebie można liczyć jeśli chodzi o współczucie... niech Cię drzwi ;)

Więc nie gniewam się, jeśli ktoś mnie pogania że nie dostał jeszcze zdjęć. Koniecznie przypominajcie się i ścigajcie mnie, bo czasem jak widzę na poczcie kolejkę z 10 osobami przede mną, po prostu wychodzę ... szkoda czasu na stanie i przebieranie nogami. I mówię, wrócę jutro... i kończy się tak, że dowożę zdjęcia osobiście przy okazji, między jednym zleceniem a drugim... bo jest szybciej niż dotrzeć drugi raz na pocztę i trafić na te pół godziny że nie ma ogona aż do drzwi...

Kocham Moich Klientów. Za cierpliwość i cudowne uśmiechy. I za wiadomości "Piękne te zdjęcia Asiu - dziękujemy". Ja też dziękuję :)