piątek, 11 sierpnia 2017

Dni bez zdjęć

Kiedyś zabierałam aparat foto wszędzie... na plac zabaw z dziećmi... na spacer po warszawskiej Starówce... na wycieczkę rowerem do lasu... Przecież wszędzie można zrobić fajne zdjęcie, wszędzie można spotkać fajne światło, coś co chce się zatrzymać... w pociągu... na ulicy.... przy kawiarnianym stoliku..... Nie potrafiłam wyjść bez aparatu.

Teraz jest tak, że najczęściej go jednak nie biorę. Idę na urodziny i nie biorę już aparatu i jakie jest zdziwienie zapraszających, że ja bez aparatu... ach, no tak, bo przecież miały być fajne zdjęcia z imprezy i nie będzie, ups, może wcale nie zostałabym zaproszona... trzeba było powiedzieć, wzięłabym aparat... a nie, po prostu bym nie przyszła... czasami nie chce pracować, czasami chcę odpocząć.... aparat też czasem o tym marzy...

Ale....


Po trzech dniach nie robienia zdjęć, mój mózg świruje... moje samopoczucie pikuje w dół... mam nerwy na dzieci rzucające się piaskiem po oczach na wakacyjnej plaży... i wiadomość od przyjaciela fotografa "weź aparat jutro i wyznacz sobie cel.... np. fotografuj faktury, kolory, odłażącą farbę, to co Ci się podoba albo nie podoba, coś co Cię zachwyca, co zwraca uwagę"... i czuję, że jest na świecie ktoś kto mnie rozumie, rozumie mojego świra i mojego doła... że to jest normalne a nie nienormalne "ja tak robię, jak gdzieś wyjeżdżam i chodzę sam po mieście"...

Jak dobrze, że wakacje już za mną... choć morzu w tym roku nie powiedziałam ostatniego słowa...

Wolnych weekendów już nie mam, wróciłam do pracy, codziennie obrabiam, grzebię w plikach, patrzę, nasycam swój wzrok i fotografuję... więc już jest dobrze, moje samopoczucie szybuje w górę.

Ale dziś wybieram się na urodziny.... bez aparatu, Agatko :)



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz