środa, 8 lutego 2017

Wystawa Fotograficzna

Dzisiejsza rozmowa z innym fotografem...
"też miałem kiedyś swoją wystawę fotograficzną, ale nic za tym nie szło... nie miałem więcej zleceń, a zorganizowanie wystawy kosztuje i nikt nie chciał pokryć jej kosztu... i nie widzę sensu robienia takich wystaw"

Czy moja wystawa jest po to bym zdobyła więcej klientów?
Czy muszę zapłacić za zorganizowanie wystawy gruba kasę, która nigdy się nie zwróci?
Czy wszystko co robię przeliczam na materialne zyski?

Jak sobie to układam w głowie, to odpowiedzi na te trzy pytania to trzy razy NIE.

Zadzwoniła do mnie Kasia i spytała: "chciałabym zorganizować Twoją wystawę w Naszej kawiarni, co Ty na to?"... Na spontanicznym wieczorze przy kawie porozmawiałyśmy o szczegółach... o tym jak to obie widzimy, dlaczego tak ... wciągnęłyśmy do Naszego pomysłu jeszcze jedną Kasię, współwłaścicielkę lokalnego labu, w którym wywołuję zdjęcia dla moich klientów...

Jest miejsce...
Są zdjęcia...
Są osoby którym się chce i które cieszy to co robią...

Bo Kasia uwielbia działać w swojej kawiarni i ma mnóstwo pomysłów i trzymam mocno kciuki, by wygrała przetarg w mieście na kolejne trzy lata na prowadzenie kawiarni w tym miejscu w którym jest ...

Bo Kasia prowadzi lab, ale też wie, że jak pójdziemy wywołać zdjęcia gdzie indziej to może być różnie z jakością i kolorami... więc "na pewno się dogadamy i będzie dobrze"

Bo ja... ja jak zobaczyłam moje zdjęcia w dużym formacie na ścianach, to zaniemówiłam i miałam łzy w oczach... bo moi cudowni klienci, bo uśmiechnięte buzie, bo ta radość że tak pięknie prezentują się na ścianach ... bo jakość zdjęć powala... bo idealnie oddane kolory... bo te emocje i miłość ...

Bo w wystawie nie chodzi o pieniądze, chodzi o to by robić to co się kocha i dzielić się tym z innymi, i otaczać się ludźmi, którzy czują tak samo. Jasne, że nie da się wszystkiego robić w życiu za satysfakcję... ale nie da się też wszystkiego przekładać na pieniądze.

Moja pierwsza w tym roku wystawa otwiera się już dziś, wernisażem o 18:00. Zapraszam!



sobota, 4 lutego 2017

Mapa Marzeń

Robiliście kiedyś swoją Mapę Marzeń?
Wiecie co to jest i z czym to się je?
Zastanawialiście się czy ją robić i czy to jest w ogóle dla Was, Was takich racjonalnych, poukładanych, twardo stąpających po ziemi?
Marzycie tak w ogóle? Oddajecie się rozmyślaniom pt. "jeśli miałbym wystarczająco dużo czasu to.... wreszcie czytałbym książki, tak jak w dzieciństwie" albo " gdybym miała wystarczającą ilość dochodów, to wymieniłabym zawartość swojej szafy i wymieniłabym swoje 5 par jeansów i 10 t-shirtów, na dwie piękne sukienki"?.... a może "chciałabym być w top 10 najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie w całej Polsce, Europie a może na Świecie" ...

Ja marzę, od zawsze marzyłam, bo też taki marzycielski znak zodiaku mam... trochę nad ziemią...
Ale te marzenia, pozwalają mi pobujać w obłokach i trochę tych obłoków sprowadzić do mojego prywatnego świata... I czasami jakieś marzenie wypowiem głośno... wizualizuję je i sprowadzam do swojego życia... zadziwiające jest, że te zwizualizowane i sprowadzone na ziemię marzenia, po prostu się spełniają... czasami muszę uważać co mówię na głos, bo to jak samospełniająca się przepowiednia...

Nowy Rok natchnął mnie do wytyczenia sobie celów, zrobienia drogowskazu, oddaniu się marzeniom i zwizualizowania ich w postaci Mapy. Zawiśnie nad biurkiem, jak tylko zdobędę gumowe przylepce, wyglądem przypominające zużytą gumę do żucia. Jeszcze ją uzupełnię, bo marzeń mam sporo i wszystkie je chcę prędzej czy później zrealizować.

To moja druga Mapa Marzen jaką robiłam w życiu, druga robiona podczas grupowego spotkania, pierwsza robiona pod okiem psychologa i terapeuty. Było inspirująco, wesoło, pracowicie. Wyjątkowe miejsce, wyjątkowi ludzie, wyjątkowa energia. Jestem zajarana spełnianiem marzeń obecnie :) mam nową siłę i moc do działania.

Na mojej mapie znalazły się podróże te dalsze i bliższe, troszkę dóbr materialnych, ale też osiągnięcia zawodowe, relacje z dzieciakami, miłość i niebieskie oczy oraz biały, kuchenny stół...

Warto marzyć, bo marzenia się spełniają, szczególnie te wypowiedziane głośno.

Mapa Marzeń - wydarzenie

wyjątkowe miejsce, gdzie spotkałam wyjątkowe osoby... wrócę tam jeszcze na kolejne warsztaty... na razie umówiłam się na masaż ajurwedyjski Take a breake





 Jak tylko moja Mapa Marzeń zawiśnie na ścianie i zostanie dokończona, na pewno Wam ją pokażę.
A może sami zrobicie swoją Mapę i pochwalicie się nią?


piątek, 27 stycznia 2017

Dlaczego moje zdjęcia są takie jakie są

Wielokrotnie słyszę, że moje zdjęcia są wyjątkowe.
Ktoś mi powiedział, że mam wyjątkową umiejętność obserwacji... patrzenia i widzenia tego czego nie widzą inni, że nie jestem tylko fotografem ale również powiernikiem sekretów, myśli, tajemnic.... Słucham o rzeczach trudnych, smutnych, o dramatach, o rozterkach...
Wiem ile kosztuje przyjście do mnie, pokonanie oporów i zahamowań, zmierzenie się z własnymi słabościami, kompleksami...
Czytam maile, w których dziewczyny piszą o tym jak bardzo się boją tej sesji... że chcą ale bardzo się boją... Czasami ten lęk przełamywany jest przez miesiąc, pół roku, rok...
Czytam wiadomości "od dawna obserwuję pani profil na FB..." "od dawna podziwiam Pani zdjęcia"... "chciałabym mieć takie ale uważam, że źle wychodzę na zdjęciach, chciałabym się przekonać że przed Pani obiektywem będzie inaczej..."

Dowiaduję się, że mężowie, narzeczeni, chłopcy swoich dziewczyn, mówią: "dlatego chciałem byś zrobiła sobie właśnie tam zdjęcia, bo dla mnie tak wyglądasz, jesteś piękna choć tego nie widzisz... ja Cię właśnie tak widzę"...

Jak to się dzieje, że czytam i słyszę takie słowa?
Jak to się dzieje, że moje zdjęcia mają "to coś" co zachwyca i chciałoby się tak też siebie zobaczyć...?

Może dlatego, że potrafię słuchać.... i słucham.... i łzy w moich oczach też stają...
Może dlatego, że nie mogę przestać zachwycać się kobiecymi oczami....
Może dlatego, że potrafię wzbudzić zaufanie...
Może dlatego, że sama mam historię własną, nadającą się na opisanie w książce... pełną łez, uśmiechu, załamań i wzlotów... historię tak podobną do tych które słyszę na każdej sesji...
Może...

Ale nic nas nie złamie...
Ze wszystkim sobie damy radę...
Z tymi łzami w poduszkę wypłakanymi wieczorem kiedy dzieci już śpią...
Z tymi wymuszonymi uśmiechami i odpowiedziami na pytania koleżanek... "tak, u mnie wszystko dobrze"
Z tymi dniami, kiedy nie chce się wstać....

I wówczas przydają się te zdjęcia zrobione na sesji zdjęciowej...
To one, kiedy na nie patrzymy rano mówią do nas "dasz radę, masz tyle wdzięku, jesteś piękna, kto jak nie Ty"

Do góry głowy dziewczyny!
Jeśli macie chwilę słabości i chciałybyście by ktoś Wam pokazał jakie piękne jesteście... mój telefon i adres mailowy jest na stronie www.joannapawlikowska.pl

Ja dziś też potrzebuję tego by ktoś mi powiedział "Jesteś piękna, silna, wyjątkowa. Dasz radę!"
Zaraz wyślę moje zdjęcie z sesji kobiecej do wywołania i zawiśnie w salonie.... niech mnie unosi każdego dnia!



piątek, 30 grudnia 2016

Nowe i Stare, czyli Sylwester!

Sylwester i Nowy Rok ... koniec i początek...
Sylwester 2016 - wtedy zrozumiałam, że od teraz fotografia musi utrzymać mnie i moje dzieci... że już nie będzie tylko uzupełnieniem domowego budżetu a będzie jego źródłem utrzymania. Wtedy pomyślałam "dam radę". Nie mam wyjścia... Ja nie mam wyjścia, moja pasja nie ma wyjścia, mój aparat nie ma wyjścia... moje dzieci nie mają wyjścia...  po prostu damy radę.
Czasami nie spałam całe noce...
Czasami nie spałam kilka nocy pod rząd...
Wracając z jednego z nocnych zleceń zasnęłam za kierownicą i zatrzymałam się na zderzaku innego kierowcy... wówczas postanowiłam, trochę więcej spać. Ale to było tylko takie postanowienie, które działało na kilka tygodni... po prostu za dużo sobie wzięłam na głowę.

Nowe postanowienie na Nowy Rok 2017? Więcej snu? Tak.... ale o to by mnie przypilnowano poprosiłam kogoś, kto mnie poprosił bym o siebie dbała... dla niego. No więc się postaram Panie XY. Będę na siebie uważała bardziej.

Rok 2016 to przełom w moim życiu prywatnym... to rozstanie, to formalny rozwód, to przeprowadzka, to złamane serce, to nadzieja która została zawiedziona, to wspomnienia pierwszej miłości, które wróciły i strasznie namieszały... to myślenie w kategorii samotnej matki... to pierwsze samotne Święta... to umiejętność radzenia sobie z emocjami dzieci, z własnymi emocjami... to miłość, którą odkryłam, do samej siebie... to nauka zaufania do innych... to próbowanie od nowa... to Pan XY, który zaczarował mnie uśmiechem i pogodą ducha... to strach przed zaufaniem, przed tym co nowe... to budowanie wszystkiego małymi kroczkami od nowa...

Rok 2016 to realizacja własnych fotograficznych wizji... to plenery na mazurach i warsztaty na suwalszczyźnie... to modelki zapraszane na całkiem spontaniczne sesje... to czerwona sukienka i fotografowanie w jeziorze.... to uczenie innych patrzenia przez obiektyw

Rok 2016 to moi cudowni klienci... to chyba przede wszystkim One... moje przepiękne kobiety, które odwiedzają mnie każdego tygodnia z nadzieją w oczach... z radością na buziach... ze smutnymi historiami i z romantycznymi opowieściami... to mężowie dający prezenty swoim żonom... to babcie robiące sesje zdjęciowe wnukom w tajemnicy przed rodzicami dzieci.... to moje cudowne przedszkolaki i wyjątkowe dyrektorki przedszkoli, które kiedy przychodzi odpowiedni moment dzwonią do mnie i pytają czy się zobaczymy i kiedy... to Pary Młode, które właśnie ode mnie chcą pamiątkę w postaci zdjęć... to zakochani, którzy w moim obiektywie chcą się przejrzeć... to przyszłe mamy i cudowne rodziny...

Rok 2016 to publikacje w prasie... to akcje charytatywne... to kalendarze wystawione na licytacje ... to sesje dla chorych dzieci

Długo myślałam co napisać... Zbierałam się do tego wpisu do początku grudnia. Wielokrotnie go pisałam i usuwałam. Nadal nie wiem, czy napisałam wszytko co chciałam i jak chciałam.

Dziękuję, że jesteście! Moi, wyjątkowi. Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna. I życzę Wam i sobie, by nowy 2017 rok był po prostu pod każdym względem zajebisty!


Przepraszam, że wybiórczo... ale nie jestem w stanie całego roku zamknąć w 25 okienkach... co może i dobrze... choć przykro że musiałam wybierać.

piątek, 25 listopada 2016

Listopad....

Jak czujecie Listopad?
Niby zwykły miesiąc... jedenasty w kalendarzu... już wszędzie wokoło "magia świąt"... dzieci piszą listy do mikołaja... w przedszkolach powstaje mnóstwo świątecznych sesji.... jest myśl, a może w prezencie w tym roku podaruję komuś sesję zdjęciową...
Niby zwykły a niezwykły...
Niby miesiąc oczekiwania na święta... na zapach pierników i choinki...

A u mnie?
Listopad mnie przygniótł i podeptał....
Sprawił, że szarość zza okna wtargnęła do mojego serca i się rozgościła na dobre...
Krople na szybach.... i łzy na policzkach.... łzy bez powodu, łzy z szarości.... czarna dziura....

Może to ilość pracy....
Może to telefony ponaglające od klientów....
Może to brak słońca...
A może emocje związane z poprzednim rokiem, kiedy to w listopadzie moja rodzina zaczęła się rozchodzić w szwach...
A może to po prostu za dużo na głowie ... i wypieranie negatywnych emocji ciągłym uśmiechem na twarzy... może za mało snu...

Kasia, której oddawałam zdjęcia w zeszłym tygodniu, umówiłyśmy się na szybką kawę, zobaczyła mnie i powiedziała "Asia, co się dzieje?"... a no jakoś tak, jadąc 40 minut na spotkanie wylałam morze łez bez powodu.... ciemno, buro, beznadziejnie...
I jeszcze ten kierowca, który mnie strąbił i zajechał drogę...

Kasia, zamiast kawy zaproponowała dużą filiżankę czekolady... i powiedziała "zafunduj sobie jutro na śniadanie sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy... zrób sobie domową, gorącą czekoladę, tu masz przepis.... i jeśli możesz, idź na solarium"....
Kasia, dziękuję...
Muszę powtórzyć kurację... bo zadziałało... na kilka dni, ale zadziałało....
A Wy... radzicie sobie z listopadową chandrą?
Nie bez powodu listopad nazywany jest "miesiącem samobójców"....

I aby do wiosny....

 zdjęcie źródło: http://mroofka-kryminalni.bloog.pl/kat,0,page,15,index.html?smoybbtticaid=618275

czwartek, 20 października 2016

Czas i spóźnienia

Osobiście bardzo nie lubię się spóźniać.
Bardzo się staram... robię wszystko by być przed czasem, by mieć ten luksus zapasu, by móc złapać dwa oddechy zanim rozpocznie się spotkanie, wizyta, sesja, konferencja... cokolwiek co jest na określona godzinę.
Wyjeżdżam z domu wcześniej....
Czasem naginam czasoprzestrzeń i jadę jakimiś skrótami by ominąć korki...
Czasami się nie udaje...
Czasami polegam...
Brakuje tych 5 minut bo za długo trwa szukanie miejsca parkingowego... bo akurat ktoś wpadł na pomysł zawracania na podwójnej ciągłej.... bo akurat przede mną wyjechała z budowy koparka... bo pies jeszcze chciał siku... bo dzieci przed wyjściem z domu musiały się pokłócić....

Może dlatego rozumiem bardziej, jeśli ktoś spóźnia się do mnie na sesję 5 minut... czasami 10...
Czasami nie da się przyspieszyć.

I kiedy na sesję mam przewidziane 4 godziny, to te 10 minut naprawdę nie gra aż takiej roli.
Jeśli jednak sesja jest mini...
Wówczas 10 minut jest bardzo dużo.... 20 minut jeszcze więcej...

Obiecuję się nie spóźniać!
Naprawdę obiecuję!
Mówią, że to co dajemy do nas wraca.
Więc ja obiecuję, że zawsze będę przed czasem :)

.... może wróci....



Dziękuję :))))))))
Kocham moich klientów nawet jeśli się spóźniają.... choć jak się nie spóźniają kocham mocniej :)


źródło: https://pl.pinterest.com/pin/24699497936201199/

piątek, 14 października 2016

Czy skończyły się tematy?

Takie pytanie dziś dostałam?
"Czy skończyły Ci się tematy na bloga?" Dziękuję...
Dziękuję, bo to mi pokazało, że ktoś czeka na to co napiszę... że ktoś to w ogóle czyta... że jest ktoś kogo interesuje co w tej mojej głowie siedzi...

Nie, nie skończyły się.
Po prostu brakuje czasu na sen... brakuje czasu na życie... brakuje czasu na mieszkanie.
A tematów jest mnóstwo i pojawiają się codziennie. Powinnam je zapisywać, inaczej uciekają lub są zastępowane przez inne.

Przeprowadziłam się 2 miesiące temu... kiedy dostaję pytanie "jak Ci się mieszka w nowym miejscu?" wpadam w konsternację. Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Żyję w takim tempie że nie zdążam pomieszkać. Tak... mam wygodne łóżko... padam na nie tak zmęczona że zasypiam w 2 sekundy... musi być wygodne skoro budzę się z lękiem że zaspałam tuż przed budzikiem. Całkiem fajne biurko, na którym znów za dużo się nagromadziło różnych niepotrzebnych rzeczy...

Ogród jeszcze jest... widzę go przez szybę drzwi tarasowych, jak przechodzę przez salon by zanieść aparat pełen zdjęć, do komputera by je zrzucić przed kolejnym dniem pracy...

Czy jest mi z tym źle?
Nie. Ja jestem przeszczęśliwa.

To życie gdzie się odpoczywa i relaksuje i cieszy swoim miejscem to nie jest moje życie...
Ja lubię życie na szóstym biegu...
Lubię kiedy nie wiem w co włożyć ręce...
Kiedy ktoś mi powie "Pani Joanno, pięknie Pani dziś wygląda".... hmmm... spałam tylko 3 godziny, jest dobrze.
Kiedy usłyszę "Cieszymy się, że zaprosiliśmy Panią do współpracy, ma Pani tyle uroku osobistego i taką miłą aparycję, że aż chce się z Panią pracować"... serce rośnie i właściwie to nie ważne, że jest 14:00 a ja nie jadłam jeszcze śniadania...

Uwielbiam to życie na przyspieszonych obrotach...

Nawet jeśli sobie czasem ponarzekam, że padam ze zmęczenia... Jaro, na Ciebie można liczyć jeśli chodzi o współczucie... niech Cię drzwi ;)

Więc nie gniewam się, jeśli ktoś mnie pogania że nie dostał jeszcze zdjęć. Koniecznie przypominajcie się i ścigajcie mnie, bo czasem jak widzę na poczcie kolejkę z 10 osobami przede mną, po prostu wychodzę ... szkoda czasu na stanie i przebieranie nogami. I mówię, wrócę jutro... i kończy się tak, że dowożę zdjęcia osobiście przy okazji, między jednym zleceniem a drugim... bo jest szybciej niż dotrzeć drugi raz na pocztę i trafić na te pół godziny że nie ma ogona aż do drzwi...

Kocham Moich Klientów. Za cierpliwość i cudowne uśmiechy. I za wiadomości "Piękne te zdjęcia Asiu - dziękujemy". Ja też dziękuję :)